Poranek 11 października 1940 roku rozpoczął się spokojnie – ale nad południową Anglią ten spokój nigdy nie trwał długo. Pogoda dopisywała, niebo było przejrzyste, choć miejscami przelotne deszcze i mgła zwiastowały trudny dzień dla pilotów. Na radarach Dowództwa Myśliwskiego RAF już od świtu pojawiały się echa niemieckich samolotów rozpoznawczych. Między Swanage i Portsmouth nieprzyjaciel badał niebo i ziemię – zwiastując kolejną falę zmasowanych ataków Luftwaffe.
Nadciąga burza
O 10:20 rozpoczęła się pierwsza z czterech fal niemieckiego ataku z Francji. Ponad 190 maszyn – głównie Bf 109 z jednostek JG 26 i JG 53 – przekroczyło kanał La Manche, kierując się ku Kentowi i Sussex. Celem były nadmorskie miasta, konwoje, a także samo serce Londynu. Spitfire’y i Hurricane’y ruszyły w powietrze z lotnisk w Biggin Hill, Kenley i Hornchurch. Polskie dywizjony, choć tego dnia nie brały udziału w największych starciach, czuwały w gotowości bojowej – ich doświadczenie i skuteczność już wtedy budziły respekt wśród Brytyjczyków i strach u Niemców.
W powietrzu trwała gra o przetrwanie. Nad Canterbury doszło do dramatycznego pojedynku – porucznik JHT Pickering z 66. Dywizjonu został zestrzelony przez asa Luftwaffe, Wernera Möldersa. W tym samym czasie inne formacje wroga próbowały przedostać się nad Londyn, ale brytyjskie myśliwce – często w asyście polskich pilotów – skutecznie je rozpraszały.
Popołudniowe piekło
Po południu walki rozpaliły niebo nad Anglią na nowo. O 14:30 nad kanałem La Manche pojawiło się kolejne 60 samolotów wroga, lecących w kierunku Londynu. Trzynaście dywizjonów RAF zostało poderwanych, by powstrzymać atak. Na południowym wybrzeżu, w rejonie Portland, inne formacje Luftwaffe próbowały przebić się w głąb kraju, ale spotkały się z silnym oporem.
Ostateczny zmasowany atak rozpoczął się o 16:00. Nad Dungeness pojawiły się grupy Bf 109 i bombowców nurkujących. W powietrzu zapanował chaos. Spitfire’y z 41. i 66. Dywizjonu, wspierane przez Hurricane’y z 73., 249. i 253. Dywizjonu, stoczyły desperacki bój. Straty były dotkliwe po obu stronach – zginął m.in. porucznik DH O’Neill, który nie zdążył otworzyć spadochronu po zderzeniu z innym myśliwcem.
Nocne niebo w ogniu
Po zmierzchu nie nastał spokój. Od 18:35 rozpoczęły się naloty nocne. Ponad 50 bombowców Luftwaffe nadleciało z Cherbourga, Hawru i Niderlandów. Bomby spadały na Londyn, Wimbledon, Port Sunlight i okolice stolicy. Zniszczony został centralny kort tenisowy w Wimbledonie, ucierpiała elektrownia Bankside i zakłady przemysłowe. W Leyton bomba rozerwała wodociąg i zniszczyła autobus – śmierć poniosło 30 cywilów.
W tym samym czasie Royal Navy, wspierana przez RAF, odpowiedziała ogniem – brytyjskie okręty ostrzelały Cherbourg, gdzie zapłonęły niemieckie stanowiska. Wody kanału La Manche stały się areną nocnych potyczek – niemieckie kutry torpedowe zatopiły alianckie jednostki, w tym francuskie ścigacze CH.6 i CH.7.
Polskie skrzydła czuwają
Choć 11 października 1940 roku nie zapisał się w kronikach jako dzień największych zwycięstw polskich pilotów, był kolejnym etapem ich nieustannej służby. Dywizjony 302 „Poznański” i 303 „Warszawski” pozostawały w ciągłej gotowości – to właśnie dzięki ich odwadze RAF utrzymywał zdolność obronną, a Londyn mógł nadal żyć i walczyć.
Każdy taki dzień był próbą sił, w której determinacja, braterstwo i odwaga polskich lotników stawały się symbolem niezłomności całej koalicji.
Towarzystwo Przyjaciół
Dąbrowy Górniczej
Towarzystwo Przyjaciół
Dąbrowy Górniczej
ul. Legionów Polskich 69
41-300 Dąbrowa Górnicza
Strona główna | O nas | Usługi | Blog | Kontakt
Strona stworzona w kreatorze www WebWave © 2018