Wtorek, 15 października 1940 roku, był jednym z najbardziej dramatycznych dni jesieni w czasie Bitwy o Anglię. Choć Luftwaffe oficjalnie wycofała swoje bombowce z dziennych operacji, Niemcy wcale nie zrezygnowali z walki. Wręcz przeciwnie – zmienili taktykę. Teraz atakowali błyskawicznie, z ogromnych wysokości, bombardując z lotu nurkowego lub prowadząc naloty myśliwskie. RAF musiał dostosować się natychmiast – dywizjony patrolowały niebo nad południową Anglią wyżej niż kiedykolwiek wcześniej.
Już o świcie na niebie pojawiły się pierwsze niemieckie formacje. Samotny Heinkel uderzył w fabrykę samolotów w Filton, a chwilę później dwadzieścia Dornierów zaatakowało Birmingham. Wkrótce nad Kanałem La Manche zaroiło się od Messerschmittów. Około 8:15 pięćdziesiąt niemieckich maszyn przekroczyło wybrzeże w rejonie Dover i Dungeness, kierując się w stronę Londynu. Główne cele? Linie kolejowe i doki – krwiobieg brytyjskiej logistyki. RAF z Biggin Hill i Hornchurch ruszył na przechwycenie, ale przeciwnik był szybki i wysoko.
W tym dniu niebo nad południową Anglią zamieniło się w prawdziwe piekło. Messerschmitty z JG 27, JG 51, JG 52 i JG 54 toczyły pojedynki z brytyjskimi myśliwcami niemal przez cały dzień. Wśród pilotów Luftwaffe znów błysnęły znane nazwiska – Werner Mölders, Walter Oesau, Adolf Galland, Josef Priller. Ale w tych samych chmurach walczyli również Polacy – z dywizjonów 302 i 303, którzy już od tygodni stanowili jeden z filarów obrony Wysp. Choć raporty RAF-u z tego dnia wymieniają głównie brytyjskie jednostki, Polacy także byli w powietrzu – nie ustępując ani umiejętnościami, ani odwagą. Ich myśliwce Spitfire i Hurricane przechwytywały wroga nad Kentem, Dover, Gravesend i Maidstone.
Około południa Luftwaffe uderzyła ponownie – tym razem w rejon Southampton i wyspy Wight. Polscy piloci z 302. Dywizjonu (City of Poznań) i 303. Dywizjonu (Kościuszkowskiego) brali udział w przechwyceniach, wspierając brytyjskich towarzyszy broni. Ich błyskawiczne ataki często decydowały o losach walk – jeden dobrze wymierzony manewr mógł ocalić fabrykę, port czy stację kolejową.
Wieczorem nad Londynem rozgorzało nowe piekło – nocne bombardowanie. Czyste niebo i jasny księżyc sprzyjały niemieckim bombowcom. Przez sześć godzin stolica była nieustannie ostrzeliwana. W ogniu znalazły się doki King George V, stacja Waterloo i elektrownie. Ponad 900 pożarów trawiło Londyn do świtu. Mimo to brytyjski duch nie został złamany. Spiker BBC, Bruce Belfrage, kontynuował czytanie wiadomości nawet po tym, jak bomba eksplodowała w budynku Broadcasting House.
Bilans dnia był tragiczny – 1200 ofiar cywilnych, setki rannych, zniszczone linie kolejowe i fabryki. Ale Luftwaffe zapłaciła wysoką cenę – RAF potwierdził zniszczenie 16 samolotów wroga, a 10 kolejnych zostało uszkodzonych. W powietrzu nie zabrakło bohaterstwa – zarówno pilotów, jak i ludzi na ziemi. Wśród nich wyróżnił się dowódca sekcji George Walter Inwood z Home Guard, który zginął, ratując cywilów z zawalonego budynku.
Bitwa o Anglię trwała. Coraz bardziej nocna, coraz bardziej desperacka. Ale tego dnia – 15 października 1940 roku – polskie skrzydła znów biły nad Albionem. Wspólnie z brytyjskimi i kanadyjskimi towarzyszami bronili nieba, które decydowało o losach całej wojny.
Towarzystwo Przyjaciół
Dąbrowy Górniczej
Towarzystwo Przyjaciół
Dąbrowy Górniczej
ul. Legionów Polskich 69
41-300 Dąbrowa Górnicza
Strona główna | O nas | Usługi | Blog | Kontakt
Strona stworzona w kreatorze www WebWave © 2018